TWOJA SZKOŁA BIBLIJNA

Dla zainteresowanych Pismem Świętym

16 kwietnia 2017

Poranek

Rabbuni!

Rabbuni

Jezus rzekł do niej: „Mario!” (J 20, 16)

Poranek Zmartwychwstania jest wtedy, kiedy słyszę, jak najlepszy i najpiękniejszy na świecie Głos z największą miłością woła moje imię. I kiedy Jego Słowo wypowiadające moje imię, które brzmi jak największe szczęście, dotyka mego serca, wtedy podnoszę głowę znad pustego grobu i odwracam się ku światłu, ku życiu, ku miłości.
Chrystus zwyciężył śmierć i zmartwychwstał, i mnie też wyprowadza z mojego grobu, bym żyła NAPRAWDĘ.

Joanna Czech

 

Centrum świata

Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM. (J 8, 28)

Krzyż jest absolutnym centrum świata. Ostatecznym sensem i całą nadzieją ludzkości. Wielu rzeczy mogłoby zabraknąć i jakoś byśmy sobie bez nich poradzili. Ale gdyby nie było krzyża, a na krzyżu Syna Bożego, który z miłości oddaje życie za tych, których ukochał, to czym byśmy go zastąpili? Gdyby życie wieczne nie zostało nam darowane na krzyżu, to mielibyśmy tylko te kilkadziesiąt lat tu, na ziemi i koniec. I nic więcej.
Dlatego przychodzą wszystkie narody i padają na twarz (Ap 15, 4) przed ukrzyżowanym Bogiem, stojącym Barankiem, jakby zabitym (5, 6), który krwią swoją nabył ludzi „z każdego pokolenia, języka i narodu”, (5, 9) na życie wieczne. Przychodzi „wielki tłum” tych, którzy „w krwi Baranka” wybielili swoje szaty (7, 14), którzy należą do Chrystusa i w sercu noszą Jego krzyż, jak najdroższy skarb. Na życie wieczne.

Joanna Czech

 

Jezus

„Oto Człowiek!” (J 19, 5)

Lepiej kochać za mocno niż nie kochać wcale. Lepiej, jeśli serce umiera z miłości niż jeśli hibernuje, zimne jak lód.
Lepsze szaleństwo krzyża niż cały rozsądek tego świata.
Człowiek wywyższył się na krzyżu, a Jego zbolałe ciało woła: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki”.
Trzeba nam kontemplować krzyż, by poznać wielką, odwieczną i nieskończoną miłość Boga. Bez której nie mielibyśmy życia.

Joanna Czech

 

Bierzcie i jedzcie, to jest ciało Moje. (Mt 26, 26)

Panie Jezu, Ty mnie poruszasz do głębi, mówisz prosto do mojego serca i pokazujesz piękno, jakiemu nic na tym świecie nie może się równać.
Ty sam, zamknięty w białym kawałku chleba, jesteś najpiękniejszym pięknem, najprawdziwszą prawdą, najgłębszą tajemnicą, największym moim szczęściem.
Ty jesteś Bogiem przedziwnym i pełnym miłosierdzia. Sam jesteś początkiem i końcem. Alfą i Omegą. Teraz i zawsze.
Ty JESTEŚ i teraz właśnie, na naszych oczach, objawiasz swoją potęgę. Twoją życiodajną moc, która jest niezwyciężona. Ty sam jeden śmierć zwyciężasz i Twemu królowaniu nie będzie końca.

Joanna Czech

 

Miriam

Niech mi się stanie według twego słowa.  Łk 1, 38

Czasem, kiedy już nic innego nie da się zrobić, trzeba tylko być obok. Bliskość pomaga. Nawet jeśli nie można ulżyć w inny sposób, to zawsze można cierpiącemu dać swoją kochającą obecność.
Jak Miriam, która wytrwała do samego końca, choć jej serce musiało rwać się na kawałki. Jej obecność na pewno dodawała Mesjaszowi otuchy, w chwilach, kiedy może się wydawało, że już nie da rady, że już nie zrobi ani kroku dalej.
Dlatego Chrystus nigdy nie odmawia swej Matce, gdy wstawia się do Niego za innymi cierpiącymi.
Miriam, bądź pozdrowiona!

Joanna Czech

 

Godność

Żołnierze wyprowadzili więc Jezusa na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium i ZWOŁALI CAŁY ODDZIAŁ. Okryli Go purpurowym płaszczem, upletli cierniową koronę i włożyli Mu ją na głowę. Zaczęli Go też pozdrawiać: „Witaj, królu Żydów!”. Bili Go przy tym trzciną po głowie, PLULI na Niego i przyklękając, oddawali Mu pokłon. (Mk 15, 16-18)
Jezus przygarnia do siebie wszystkich upokorzonych, podeptanych, odartych z godności. Bardzo mocno przytula do serca tych, którzy cierpią niewypowiedziany ból pogardy. Szczególnie ceni sobie każdego, kto dla innych jest nic nie warty.
On wie, jak to jest być przedmiotem pośmiewiska, najgorszym z najgorszych.
A do nas mówi: „Podobnie jak Ja was umiłowałem, tak i wy macie miłować jeden drugiego” (J 13, 34). Miłować przede wszystkim przez uszanowanie godności, zwłaszcza tych najsłabszych, najbardziej poranionych, najuboższych, tych na marginesie, wykluczonych, niedostosowanych. W nich właśnie,  naszych bliźnich, mamy w pierwszej kolejności szukać Chrystusa.

Joanna Czech

 

Prześladowania

Czy i ty jesteś jednym z Jego uczniów? (J 18, 25)

 Nie wiem, czy nie wyparłabym się Chrystusa, gdyby mi lub moim bliskim grożono torturami lub śmiercią. Łatwo jest mówić: „Nawet gdyby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26, 33), kiedy prześladowania Chrześcijan dzieją się daleko stąd. A przecież wciąż się dzieją.
Kto z nas może przewidzieć, jak by postąpił, gdyby wiara w Syna Bożego była niebezpieczna?
A jednak, kiedy Jezus spotyka Piotra, który trzy razy się Go wyparł, pierwsze słowa, jakie do niego kieruje, brzmią: „Czy miłujesz Mnie?” (J 21, 15). I to jest cała nasza nadzieja, że pytanie: „czy Mnie miłujesz?” zawsze pozostaje otwarte. Mesjasz trzy razy zadaje je Piotrowi. I nam też je zadaje po wielekroć, podnosząc nas z ziemi po każdym kolejnym upadku.
Jego pytanie: „Czy Mnie miłujesz?” na zawsze pozostanie otwarte.

Joanna Czech

 

Przebaczenie

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. (Łk 23, 34)

Wszystko, co się wydarzyło od Getsemani po Golgotę, stało się dlatego, że chciał tego Bóg. Tak postanowił przed wiekami, by Jego Syn niewyobrażalnym cierpieniem zapłacił za wieczne szczęście ludzkości. Tak właśnie zapisał w Pismach przez proroków, że to ma się wykonać.
A Jezus mówi: „Abba, Ojcze. Dla Ciebie wszystko jest możliwe, oddal ten kielich ode Mnie! Jednak nie to, co Ja chcę, ale co Ty” (Mk 14, 36). Aby się wypełniły Pisma. Abba, Ojcze.
Skoro zaś Syn Człowieczy przyszedł na świat po to, by zbawić wszystkich ludzi, to znaczy, że każdy bez wyjątku może być zbawiony. Nawet Jego oprawcy, wszyscy ci, którzy Mu wyrządzili największą krzywdę, mają prawo do Królestwa Bożego, o ile zechcą z niego skorzystać.
Dlatego każdy, kto o to prosi, otrzymuje od Boga przebaczenie.
Abba, Ojcze!

Joanna Czech

 

Co ludzie powiedzą?

Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8, 32)

Ten, kto zna prawdę, wie, że nie ma czego się lękać, bo prawda jest największą wartością i zawsze zwycięża: prawda sama się obroni.
W ostatnich dniach przed Męką Jezus przychodził co rano do świątyni jerozolimskiej, by tam nauczać. Arcykapłani i starsi ludu pytali Go: „jakim prawem to czynisz?” (Mt 21, 23) Jezus tak im odrzekł: „Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?” (21, 24-25)
Mesjasz nie uzyskał odpowiedzi od swoich przeciwników. Bali się cokolwiek Mu odpowiedzieć. Rozważali: jeśli powiemy, że od Boga, to będzie dla nas źle, bo okaże się, że nie uwierzyliśmy w Bożego proroka, a jeśli powiemy, że od ludzi, to jeszcze gorzej, bo rozgniewamy tłum. Bardziej zależało im na tym, co ludzie o nich pomyślą czy powiedzą niż żeby poznać, jak jest naprawdę.
Prawda wyzwala, bo za nią zawsze stoi Bóg, który jest samą prawdą, najczystszą. Kiedy żyjemy w prawdzie, On jest zawsze z nami, by nas wspierać.
Kłamstwo zniewala, gdyż zostajemy z nim sami, sami musimy się zmagać z jego konsekwencjami, które prędzej czy później okazują się nie do uniesienia.
„Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni” (J 8, 36).

 

Joanna Czech

 

W objęciach

Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie. (Mt 11, 30)

W wierze chodzi o to, by coraz lepiej poznawać Boga i coraz bardziej do Niego się zbliżać. W poznawaniu i zbliżaniu się do Boga chodzi zaś o to, by tak mocno przylgnąć do Jego krzyża, tak mocno go objąć, by już nie dało się odróżnić, gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna się On.

Joanna Czech

 

Testament

Nie zostawię was sierotami. (J 14, 18)

Przed zbliżającą się śmiercią Jezus oddaje swoim uczniom wszystko, co ma najcenniejszego. Nie są to nieruchomości ani przedmioty osobiste, ponieważ tych Mesjasz nie posiada wcale: nawet ubrania, które będzie miał na sobie w chwili aresztowania, zostaną Mu zabrane. Również tunika, „która nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu” (J 19, 23), być może najcenniejsza rzecz, jakiej kiedykolwiek używał na ziemi Syn Boży, dostała się komuś obcemu.
A jednak Chrystus ma czym podzielić się z przyjaciółmi: daje im swój POKÓJ, swoją RADOŚĆ i swoją MIŁOŚĆ. Obiecuje też, że wkrótce otrzymają Pocieszyciela, Ducha Prawdy, który zostanie z nimi na zawsze (14, 17). Co więcej, mówi uczniom, że o cokolwiek będą Go prosić w Jego imię, On to spełni (14, 14). O cokolwiek! Czy można chcieć czegoś więcej? Czy to nie jest największe bogactwo na świecie?
Czy może być coś wspanialszego, coś cudowniejszego niż prawdziwy pokój i prawdziwa radość? Czy w życiu cokolwiek może się równać z miłością?
To wszystko Chrystus zostawił w testamencie swoim przyjaciołom. I my też nimi jesteśmy.

Joanna Czech

 

Tu i teraz

Wybrałem was z tego świata dla siebie (J 16, 20).

Już niedługo ma zacząć się Męka Chrystusa, ale teraz jeszcze jest On ze swoimi przyjaciółmi w wieczerniku i ta chwila jest najważniejsza. Jezus wie doskonale, co go czeka, co więcej, wie także, że Jego uczniowie później będą doświadczać podobnych cierpień. To jednak nie przeszkadza w świątecznym przeżywaniu wieczerzy paschalnej. Nauczyciel CELEBRUJE ostatnie chwile spędzane z Apostołami.
Wszystko jest bardzo uroczyste w wieczerniku: sala czekała na nich „usłana i gotowa” (Mk 14, 15), uczniowie zadbali o odpowiednie przygotowanie wieczerzy, a Jezus pamięta o tym, by – zgodnie z żydowskim zwyczajem – pobłogosławić chleb i wino. Zgodnie ze zwyczajem, a jednak w całkowicie nowy sposób.
Chrystus dużo rozmawia z uczniami podczas wieczerzy. Mówi im rzeczy, które głęboko zapadają w ich serca i które będą sobie przypominać w miarę, jak będą się spełniać, a oni będą odkrywać prawdziwe znaczenie słów Mistrza.
Bez wieczernika uczniom trudno byłoby pojąć sens krzyża. Kiedy jednak wszystko się wypełni, przypomną sobie, co im Jezus powiedział podczas tej pięknej wieczerzy: „Trzeba, aby świat zrozumiał, że miłuję Ojca i tak postępuję, jak On mi polecił” (J 14, 31). W swoim czasie oni też zrozumieją wszystko.

Joanna Czech

 

Jak belki

Ja jestem krzewem winorośli, a wy gałązkami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi obfity owoc, gdyż beze Mnie nic nie możecie uczynić. (J 15, 5).
Miłość do Boga i bliźnich jest jak dwie belki krzyża. Pionowa, jak miłość do Boga, gdyż On zna wszystkie nasze myśli, wszystko, co się dzieje w naszych głowach. A poprzeczna belka jest jak miłość do bliźnich, którą okazujemy w praktycznych uczynkach, wyciągając do innych „pomocną dłoń”.
W miejscu, gdzie krzyżują się belki, jest serce, które spaja obie miłości: kontemplacyjną miłość Marii i praktyczną miłość Marty.
Belki byłyby tylko nic nieznaczącymi belkami, gdyby nie zostały połączone w krzyż i uświęcone ciałem Zbawiciela, które na nich zawisło.
Nasze wysiłki byłyby tylko naszymi wysiłkami, gdyby nie były zakorzenione w „prawdziwym krzewie winorośli”. Ojciec, który jest hodowcą winnej latorośli, oczyszcza każdą gałązkę, która rodzi owoce, „aby dawała ich jeszcze więcej” (J 15, 1-2).

Joanna Czech

 

Jeszcze chwila

Podobnie i wy – teraz się smucicie, lecz Ja znów was zobaczę i wtedy wasze serce będzie się radowało, a nikt nie pozbawi was tej radości. (J 16, 22)
Tuż przed czekającą Go męką i agonią Jezus mówi swoim uczniom o radości, i to radości pełnej, takiej, której nic nie jest w stanie zmącić. Porównuje też to, co Go czeka – śmierć na krzyżu – do doświadczenia przyszłej matki: „Kobieta, gdy ma rodzić, przejmuje się, bo nadszedł jej czas. Kiedy jednak wyda na świat dziecko, ZAPOMINA o udręce z powodu SZCZĘŚCIA, że oto pojawił się na świecie człowiek” (J 16, 21).
Prawdziwa radość, której nikt i nic nie jest w stanie nam odebrać, to radość Poranka Zmartwychwstania. Kiedy przychodzi Poranek Zmartwychwstania, zapominamy o wszystkim, co złe, bo oto Człowiek powstał z grobu i żyje, i my razem z Nim żyć będziemy.
Uczniowie w wieczerniku jeszcze o tym nie wiedzą i nie rozumieją, co Jezus do nich mówi: „Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie już widzieć, ale wkrótce znowu Mnie zobaczycie” (16, 16), ale my to wiemy i z utęsknieniem czekamy na Poranek Zmartwychwstania.

Joanna Czech

 

Łaska

To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. (J 15, 11)

Mogę czerpać radość z tego powodu, że udało mi się coś zrobić. Perfekcyjnie, tak, jak nikt inny by tego zrobić nie potrafił. Że JA dokonuję czegoś ważnego. Tylko że taka radość prędzej czy później się kończy, jest ograniczona, by tylko ja w niej jestem i nikt inny.
Mogę też radować się z Bożej łaski, która działa przeze mnie, bez mojej zasługi i bez mojego szczególnego wysiłku. Że przeze mnie Bóg dokonuje pięknych rzeczy. Taka radość nigdy się nie kończy, bo On jest nieskończony. Taka radość też nie ma dna, by mogła się kiedyś wyczerpać, bo Bóg jest niezgłębiony i zawsze czymś nowym i pięknym mnie zaskakuje. Radość z działania Bożej łaski w moim życiu jest pełna, bo jest wspólna: Jego i moja.
Taka radość pociąga i wzbudza miłość do Boga. A miłość jest przecież potężna, „żar jej to żar ognia, płomień Pana. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości” (Pnp 8, 6-7).
I na tym polega różnica między moimi własnymi staraniami, a Bożą łaską. Na przyjęciu Jego miłości w moim życiu.

Joanna Czech

 

Noc ciemna

Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. (Mt 26, 31)

Każda prawdziwa i żywa wiara musi mieć swoją ciemną noc. Kiedy wydaje się, że to koniec i nie ma już nic. Musi być noc, żeby po niej mógł nastąpić zupełnie nowy dzień. Bez nocy nie byłoby poranku zmartwychwstania.
Piotr gwałtownie zaprzeczył Mistrzowi: „Choćby wszyscy zwątpili, ale ja nie” (Mk 14, 29). Myślał, że może polegać na własnych wiłach. Właśnie po to jest ciemna noc: by zrozumieć, że na sobie nie możemy polegać. Tylko w Bogu jest nasza siła.
Jezus mówi do Piotra: „Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę, ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara” (Łk 22, 31-32). Co by się stało z Apostołami, gdyby Bóg pozwolił szatanowi ich doświadczyć, jak kiedyś wydał w jego ręce Hioba? Czy wytrwaliby wyłączenie ze wspólnoty synagogalnej, prześladowania i męczeństwo, gdyby nie wstawiał się za nimi Syn Boży?
Piotr musiał przeżyć wyparcie się Chrystusa. To była jego ciemna noc. I wyszedł z niej umocniony, tym razem już naprawdę zdolny do tego, by oddać wszystko, nawet życie, za swojego Mistrza.

Joanna Czech

 

Siedemdziesiąt siedem

Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. (Mt 10, 8)

Jeśli w biblijnej symbolice siedem przedstawia pełnię, to siedemdziesiąt siedem oznacza pełnię pełni. Tyle razy Jezus każe Piotrowi przebaczać bratu, jeśli wobec niego zawini (Mt 18, 21).
Przebaczenie to jednak nie pobłażliwość wobec zła. Chwilę wcześniej Jezus mówi: „Jeśli twój brat zgrzeszy przeciwko tobie, idź i upomnij go”, najpierw w cztery oczy, potem przy świadkach, a na koniec, jeśli trzeba, na forum Kościoła. „A jeśli nawet Kościoła nie posłucha, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik” (18, 15-17).
Jak poganin i celnik, czyli jak zagubiona owca, z której odnalezienia Chrystus cieszy się bardziej niż z „dziewięćdziesięciu dziewięciu, które się nie zgubiły” (18, 13).
Dlatego właśnie mamy przebaczać osobie, która nas zraniła, bo może ona właśnie jest tą owcą, której szuka Syn Boży. On przecież nie stronił od pogan i celników. Na przykład nie stronił od Mateusza, celnika, który później spisał Jego Ewangelię. Taka jest moc przebaczenia! Ale oprócz Jezusa Mateusz z pewnością musiał prosić o wybaczenie wiele innych osób, które skrzywdził, wykonując swój zawód. Czy mielibyśmy tylko trzy Ewangelie, gdyby tego przebaczenia nie otrzymał?
Przebaczenie jest najpiękniejsze wtedy, kiedy wybaczamy bliźniemu z serca mimo tego, że jesteśmy przekonani, że to my właśnie mamy rację, że słusznie się gniewamy, że mamy wszelkie powody, by czuć się urażonymi. Takie przebaczenie jest ofiarą na pewno miłą Bogu, której On nigdy nie zapomni i którą, w swoim wielkim miłosierdziu, potrafi wykorzystać, by zaczęły się dziać prawdziwe cuda!

Joanna Czech

 

Cudotwórca

Wielu przywódców uwierzyło w Jezusa, lecz nie przyznawali się do tego ze względu na faryzeuszów, aby uniknąć wykluczenia ze wspólnoty synagogalnej. Bardziej bowiem cenili sobie uznanie w oczach ludzi niż Boga. (J 12, 42-43)
Ze wszystkich cudów, jakich dokonywał Jezus kiedyś w Palestynie i jakich wciąż dokonuje, największy jest być może cud przemiany serca. Z lękliwego na pełne odwagi i ufające Bogu, który jedynie jest źródłem prawdziwej siły człowieka.
Ciała skazanych na śmierć krzyżową lądowały w zbiorowych grobach, jeśli nie miał kto się o nie upomnieć. Gdyby nie Józef z Arymatei i Nikodem, nie byłoby nikogo, kto by się zatroszczył, żeby Jezus został godnie pochowany. Uczniowie przecież uciekli, a kobiety same by tego nie zrobiły.
A przecież czytamy o Józefie, że był UKRYTYM uczniem Jezusa – z obawy przed faryzeuszami i kapłanami, a Nikodem, faryzeusz i dostojnik żydowski, po raz pierwszy przyszedł do Nauczyciela NOCĄ (J 19, 38-39). Ci dwaj, którzy wcześniej bali się przyznawać do swojej znajomości z Mesjaszem, teraz znaleźli odwagę, by poprosić Piłata o Jego ciało i złożyć je do grobu „zgodnie z żydowskim zwyczajem grzebania” (19, 40).
Nikodem pytał kiedyś Jezusa: „Czy jest możliwe, aby człowiek, który jest starcem, narodził się powtórnie?” (3, 4). Tak, taki cud jest możliwy. Oto właśnie Nikodem narodził się powtórnie: Jezus przemienił jego serce i uczynił je odważnym. Nikodem stał się nowym człowiekiem.

Joanna Czech

 

Najpiękniejszy

Jezus nazarejczyk, król Żydów (J 19, 19)

Czy wiesz, że dla Syna Bożego jesteś najpiękniejszy?
Kiedy patrzysz na Chrystusa wiszącego na krzyżu, to widzisz obnażonego, ociekającego krwią Człowieka w agonii. Ale kiedy On na Ciebie patrzy z krzyża, to widzi najpiękniejszą, najcenniejszą, najbardziej ukochaną osobę. Za którą warto umrzeć. W Tobie właśnie ma szczególne upodobanie i miłuje Cię całym swym boskim i ludzkim sercem.
Za każdym razem, kiedy stajesz pod Jego krzyżem, takiego właśnie Cię widzi. Najpiękniejszego.
Szczęśliwy każdy, kto pewnego dnia usłyszy słowa Jezusa: „Dzisiaj ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43).

Joanna Czech

 

Godzina

Wykonało się (J 19, 30).

Jak trudno uwierzyć w Boga, który wisi na krzyżu, że jest wszechmocny. Że właśnie po to przyszedł na świat, by został „wywyższony nad ziemię” i pociągnął „wszystkich ku sobie” (J 12, 32).
A przecież On najbardziej nas pociąga ku sobie z tego krzyża. To jest znak, który nas najdotkliwiej porusza, który nie pozwala „przeceniać swojego życia na tym świecie” (12, 29), bo dobitnie świadczy o tym, że jest życie ważniejsze – na wieczność w królestwie Boga.
Jezus, wiedząc dokładnie, co go czeka, jak niewyobrażalne cierpienie jest Mu przeznaczone, mówi: „I cóż mam powiedzieć? Ojcze, ocal Mnie od tej godziny? Przecież przyszedłem z tego powodu – dla tej godziny. Ojcze, uwielbij swoje imię!” (12, 27)
Ta jedna godzina całkowicie zmieniła historię ludzkości. Jest to godzina absolutnie najważniejsza ze wszystkich godzin, które były przedtem i potem. Nie było i nigdy już nie będzie takiej godziny, jak ta.
Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. (Łk 23, 44-46)

Joanna Czech

 

Celebryta

Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego (Ps 42, 3)

Wielu ludzi słyszało o Jezusie ze względu na cuda, których dokonywał. A kiedy jeszcze wywołał z grobu Łazarza cztery dni po jego śmierci, tłum oszalał na punkcie Nazarejczyka. Dlatego wszyscy zbiegli się, by Go entuzjastycznie powitać, kiedy dowiedzieli się, że zbliża się do Jerozolimy na święto Paschy. Każdy chciał zobaczyć cudotwórcę.
Gdyby to się działo w naszych czasach, pewnie każdy chciałby też zrobić sobie selfie z Jezusem na osiołku. Zamiast gałązek palmowych nad głowami tłumu sterczałyby smartfony na kijach. I nie robiłoby to żadnej różnicy, zważywszy na to, co wydarzyło się kilka dni później na Golgocie.
A przecież Chrystus, Pomazaniec, Syn Boży, Król królów i Pan panów, nie przyszedł na świat po to, by uroczyście wjechać do Jerozolimy wiwatowany przez tłumy, ale po to, by umrzeć na krzyżu, wzgardzony, upokorzony i opuszczony.
Takiego właśnie Boga pragnie moja dusza. Boga żywego, który śmierć zwyciężył. Który kocha i który mówi: wierz we Mnie, nic więcej, tylko wierz.
Kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże? (Ps 42, 3)

Joanna Czech

 

Strach

Tego więc dnia podjęto decyzję, aby Go zabić. (J 11, 53)

Faryzeusze i kapłani przekonywali siebie nawzajem, że zabijając Jezusa, unikną większego zła. Zwyczajnie się Go bali. Bali się tego, że „dokonywał wielu znaków”, i że „jeśli Go tak pozostawią, wszyscy Mu uwierzą”, a wtedy „wkroczą Rzymianie i zniszczą zarówno naszą świątynię, jak i naród” (J 11, 48).
A przecież Chrystus nigdy nie podżegał ludzi do buntu ani przeciwko Rzymowi, ani przeciwko starszym Izraela. Nic z tego, co czynił Nazarejczyk, nie było naruszeniem obowiązującego prawa.
Jednak potraktowano Go jak zwykłego przestępcę. „Wyżsi kapłani i faryzeusze wydali też rozporządzenie, aby każdy, kto tylko zna miejsce pobytu Jezusa, powiadomił ich, aby mogli Go uwięzić” (11, 57). Wszystko ze strachu. Jezus był całkowicie inny od nich, więc kapłani i faryzeusze bardzo się Go bali i snuli w swoich głowach ponure wizje, do czego może doprowadzić Jego dalsza działalność. Choć rzeczywistość, w jakiej żyli, nie była wcale wymarzona – ich kraj pozostawał przecież pod okupacją, to chyba jednak woleli tkwić w tym, co znali niż dać się poprowadzić Jezusowi w nową przyszłość. Jak kiedyś Izraelici na pustyni, gdy Pan Bóg wiódł ich z niewoli do ziemi mlekiem i miodem płynącej, a oni mówili: „O, jak dobrze nam było w Egipcie!” (Lb 11, 18). I jak my tak bardzo często, za każdym razem, kiedy boimy się zaufać naszemu Ojcu.
Zresztą kapłani i faryzeusze nie mieliby żadnej władzy nad Synem Bożym, gdyby nie była im dana z góry. Taka była Jego wola, by umrzeć na krzyżu nie tylko za naród Izraela, „ale również, aby zgromadzić w jedno rozproszone dzieci Boże” (11, 32).

Joanna Czech

 

Z potrzeby serca

Gdyby On był prorokiem, wiedziałby kto Go dotyka i jaka jest ta kobieta, że jest grzesznicą. (Łk 7, 39)

„Choćby wasze grzechy były jak szkarłat – nad śnieg wybieleją” (Iz 1, 18). To stwierdzenie to nie żadna figura retoryczna, ale najprawdziwsza prawda. Bardzo mocno doświadczyła tego pewna kobieta „znana w mieście jako grzesznica” (Łk 7, 37). Gdy dowiedziała się, że Jezus jest w gościnie w domu faryzeusza, poszła tam i „przyniosła olejek w alabastrowym flakoniku, stanęła za Nim i płacząc u Jego stóp, zaczęła je obmywać łzami i wycierać włosami” (7, 38).
Reakcja kobiety była bardzo emocjonalna. Widocznie taką miała potrzebę serca, by obmyć Jezusowi stopy łzami i osuszyć je włosami. Podobnie jak Maria, siostra Łazarza. Ona też, kiedy Nauczyciel gościł w ich domu wkrótce po wskrzeszeniu jej brata, funtem „pachnącego i drogiego olejku nardowego namaściła stopy Jezusa, po czym wytarła je własnymi włosami, a woń olejku napełniła cały dom” (J 12, 3). W tym czasie jej siostra, Marta, usługiwała przy stole, jak to miała w zwyczaju. Obie kobiety na właściwy im sposób, tak jak im podpowiadało serce, wyraziły swoją miłość do Chrystusa.
Kilka dni później, kiedy Mesjasz niósł krzyż na Golgotę, by tam dokonać tego, po co przyszedł na świat, inna kobieta, Weronika, podeszła do Niego i swoją chustą otarła Mu twarz z krwi i brudu.
Pewnych rzeczy nie da się wypowiedzieć słowami. Są takie chwile, kiedy bardzo mocno potrzebujemy milczącej bliskości, bo ona najlepiej wyraża to, co najważniejsze:
-          Jezu, kocham Cię.
-          Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju. (Łk 7, 50).

Joanna Czech

 

Szema Izrael

Trwajcie w mojej miłości. Będziecie zaś trwać w mojej miłości, jeśli zachowacie moje przykazania, podobnie jak Ja spełniłem przykazania mojego Ojca i trwam w Jego miłości. (J 15, 10)
„Słuchaj Izraelu! Pan jest naszym Bogiem, Pan jeden” (Pwt 6, 4). Słowa te przenikają do najgłębszej istoty człowieczeństwa i poruszają najbardziej pierwotne ludzkie pragnienie: potrzebę Boga. Stwórcy i Ojca, bez którego nikt nie jest do końca pełny i do końca szczęśliwy.
Relacja człowieka z Bogiem jest w pierwszej kolejności relacją miłości. Pan mówi do Izraela: „Będziesz miłował Pana, twojego Boga, całym swoim sercem, całą swoją duszą i z całej swojej mocy” (6, 5). Umiłowanie Boga jest dla nas całkowicie podstawowe, pierwsze przed wszystkim. Jest rdzeniem, z którego  wywodzi się wszystko inne, co nas w życiu spotyka.
Mówi Pan: „Niech słowa, które ci dziś przekazuję, trwają w twoim sercu. Wpoisz je swoim dzieciom i będziesz o nich mówił, przebywając w domu, idąc drogą, kładąc się spać i wstając ze snu” (6, 7). Zawsze i wszędzie jest z nami Bóg i Jego miłość. I zawsze i wszędzie mamy pamiętać o Jego przykazaniach. Wypełnianie Bożych przykazań jest warunkiem utrzymania relacji miłości do Niego. Tak, jak mówił o tym Pan za pośrednictwem Mojżesza do Izraela na pustyni i tak, jak powtórzył to Jezus do swoich uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy.
Nie można oddzielić miłości do Boga od wypełniania Jego przykazań. I nie można oddzielić życia zgodnie z nakazami wiary od miłości do Boga. Jedno i drugie jest ze sobą ściśle powiązane. „Każdy, kto Mnie miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go. Przyjdziemy do niego i będziemy u niego mieszkać” (J 14, 23), mówi Chrystus.

Joanna Czech

 

Wzajemność

Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: „Eli, Eli, lema sabachthani?” (Mt 27, 46)

Kiedy ktoś kocha bez wzajemności, to jego serce jest jak jedna wielka, krwawiąca rana.
Kiedy Ktoś umiera z niepojętej miłości na Krzyżu, to jest wielka różnica czy Jego miłość zostaje odwzajemniona, czy potraktowana z obojętnością, jakby nie miała żadnego znaczenia.
Stojąc pod Krzyżem, można tylko kochać najmocniej. Nic więcej nie można zrobić.

Joanna Czech

 

Stacja trzynasta

A przecież to Ja uczyłem chodzić Efraima

i brałem ich na swoje ramiona.

Byłem dla nich jak ten,

który podnosi do swego policzka niemowlę. (Oz 11, 3-4)

W Księdze Ozeasza Bóg opowiada o swojej miłości do Izraela, takiej, jaką Ojciec czuje do swojego dziecka. Albo Matka.
Maryja też uczyła chodzić Jezusa. Też brała Go na ramiona, kilka razy dziennie, i też przytulała swój policzek do Jego ciepłego, delikatnego policzka, gdy był jeszcze małym Chłopcem.
A teraz tuli do siebie Jego martwe ciało, skatowane ponad ludzkie pojęcie.  

Joanna Czech

 

Skazaniec

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście. Ja dam wam wytchnienie. (Mt 11, 28)
Kiedy Jezusowi nałożono na barki krzyż i kazano Mu iść na Golgotę, nie przypominał już Nauczyciela, którym był kilka dni wcześniej. Miał za sobą noc spędzoną w lochu i okrutne traktowanie przez rzymskich żołnierzy. Jego ciało było jedną wielką raną po biczowaniu.
Jak wielu osłupiało na Jego widok –
– tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd. (Iz 52, 14)

Syn Boży niosący krzyż na miejsce kaźni nie wyglądał już jak ten, który jeszcze niedawno pociągał za sobą tłumy. Nie pozostało w Nim nic z mężczyzny w sile wieku, o miłym wyglądzie, sprężystym kroku i silnych ramionach.
Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu by się nam podobał. (53, 2)

Był Skazańcem godnym najwyższej pogardy. Można było Mu ubliżać, wyśmiewać się z Niego, opluwać, popychać. Był na samym dnie, słaby i upokorzony.
Wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. (53, 3)
Kiedy my zmagamy się z naszymi krzyżami, to też zawsze wtedy, kiedy jesteśmy najsłabsi. Nie, kiedy wydaje nam się, że wszystko możemy, nawet góry przenosić, ale wtedy, kiedy czujemy się bezsilni. Wtedy właśnie okazuje się, że niesiemy krzyż, jak Jezus. W naszym utrudzeniu i bezradności, jak kiedyś On go niósł.
Syn Boży wie, jak trudne może być ludzkie życie, jak bardzo nie do uniesienia może być cierpienie. Dlatego mówi: Przyjdźcie do Mnie, a „znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 29). Tylko w Nim i tylko z Nim niesienie krzyża nabiera sensu.

Joanna Czech

 

Wpatrzeni

Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. (J 14, 19)

W Wielkim Poście bardzo ważne jest, aby ani na chwilę nie tracić z oczu Jezusa. By widzieć Go wszędzie tam, gdzie jesteśmy i we wszystkim, co robimy. I, co najważniejsze, aby On był w każdej naszej myśli. Byśmy sobie nawzajem towarzyszyli – Chrystus nam, a my Jemu – i byśmy byli ciągle w Niego wpatrzeni.
Kiedy ktoś nam bliski przechodzi szczególny moment życia, to jesteśmy przy nim myślami. Czymkolwiek byśmy się nie zajmowali, cały czas pamiętamy o drogiej nam osobie, która przeżywa ważne chwile, i to nasze ciągłe myślenie jeszcze bardziej nas do siebie zbliża.
Wielki Post jest przeżywaniem szczególnego czasu w ziemskim życiu Jezusa, naszego Zbawiciela. Przez czterdzieści wyjątkowych dni przygotowujemy się do uświęcenia największego dzieła Bożego Syna: męki, śmierci na krzyżu i zmartwychwstania. Wiemy, że Chrystus wyszedł zwycięsko z walki na śmierć i życie, dlatego Wielki Post to bardzo piękny czas, może nawet najpiękniejszy w całym roku. Za kilka tygodni będziemy radować się z największego triumfu w historii ludzkości: ostatecznego zwycięstwa Miłosierdzia nad grzechem.
Chrystus jest NAJWAŻNIEJSZY w Wielkim Poście. A dla nas najważniejsze jest, by w tym czasie bez przerwy wpatrywać się w Niego, we wszystkim, co robimy. By ciągle być przy Nim myślami. Tak długo, aż wreszcie Jego imię stanie się dla nas jak oddech.
„W owym dniu poznacie, że ja jestem w Ojcu Moim, a wy we Mnie i ja w was” (J 14, 20).

Joanna Czech

 

Wiara

Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. (J 14, 1)

Wydawałoby się, że Apostołowie mieli łatwiej: dane im było spotkać Jezusa w ludzkiej postaci i spędzić z Nim kilka lat, mieli więc niepodważalny dowód na istnienie Boga. A jednak oni poznali Chrystusa w pierwszej kolejności jako Człowieka i wcale nie było dla nich od początku oczywiste, że to On właśnie jest obiecanym Zbawicielem. Nazarejczyk przecież bardzo odbiegał od mesjańskich oczekiwań Izraela.
Uczniowie, choć znali Jezusa od dłuższego czasu i byli świadkami Jego licznych cudów, wciąż jeszcze musieli uwierzyć w to, że jest Bogiem. Podczas ostatniej wieczerzy Filip prosił Nauczyciela: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy” (J 14, 8). W odpowiedzi usłyszał, że musi uwierzyć, że Jezus i Ojciec to jedno i że kto Jego zobaczył, zobaczył także i Ojca.
Wiara jest najpiękniejszym darem, jaki możemy ofiarować Bogu. On nas obdarzył wolną wolą i uzdolnił zarówno do tego, byśmy w Niego wierzyli, jak i do tego, byśmy odrzucali Jego istnienie. Dlatego nasza wiara jest tak cenna w Jego oczach. „Abraham uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę” (Rdz 15, 6). I od tamtych czasów, przez te wszystkie tysiąclecia nic zupełnie się nie zmieniło w relacji między Bogiem a człowiekiem.
Często też zdarza się, że wierzymy – jak Abraham – wbrew nadziei. Różne trudności i cierpienia wystawiają na próbę naszą wiarę w Bożą miłość i Jego miłosierdzie. Tak było chociażby z Martą, siostrą Łazarza. Jezus, choć wiedział o chorobie przyjaciela, zwlekał z pójściem do Betanii i dotarł tam dopiero cztery dni po śmierci chorego. Przyszedł jednak, by wskrzesić Łazarza, ale zanim to uczynił, rozmawiał z jego siostrą o wierze.
Rzekł do niej Jezus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie WIERZY, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i WIERZY we Mnie, nie umrze na wieki. WIERZYSZ w to?” Odpowiedziała Mu: „Tak, Panie! Ja wciąż WIERZĘ, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”. (J 11, 25-27)
I my, jak Marta, jeśli UWIERZYMY, ujrzymy chwałę Bożą (J 11, 40).

Joanna Czech

 

Zaskoczenia 

A myśmy się spodziewali (Łk 24, 22)

Apostołom wydawało się pewnie, że znali Jezusa na tyle dobrze, by móc przewidywać Jego zachowania. Tak, jak to się często dzieje w długoletniej znajomości: z góry wiemy, jak ta druga osoba postąpi czy co powie w danej sytuacji. Albo częściej tylko wydaje nam się, że wiemy.
Jezus jednak nie przestawał ich zaskakiwać. Uczniowie zupełnie nie spodziewali się tego, co wydarzyło się w Ogrodzie Oliwnym, a później na Golgocie. Tym bardziej nie przypuszczali, że „grób wykuty w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany” (Łk 23, 53) to nie koniec ich przyjaźni z Mistrzem, ale właśnie prawdziwy początek. Dopiero kiedy zmartwychwstały Jezus odszedł od nich do domu Ojca, by ustąpić miejsca Duchowi Świętemu, wtedy zrozumieli, kim naprawdę jest ich Nauczyciel. Że jest Synem Bożym, wszechmocnym, odwiecznym i nieśmiertelnym.
Nas też Jezus nie przestaje zaskakiwać. Kiedy zbliżamy się do Niego, a On daje się nam stopniowo poznać, to wydaje się, że jest tak pięknie, że piękniej już absolutnie być nie może. Ale każde kolejne spotkanie z Nim jest jeszcze cudowniejsze, jeszcze bliższe i jeszcze głębsze.
Jezus przemienia każdego, kto się do Niego zbliża. Inaczej nie może być, bo On jest samym dobrem. Najczystsze dobro, jakim jest Syn Boży, przenika i przemienia każdego, kto do Niego przychodzi. Im bliżej Chrystusa jesteśmy, tym bardziej stajemy się do Niego podobni. I przez to tym lepiej Go poznajemy. A że On jest nieskończony, to też i nigdy nie poznamy Go do końca. I nigdy to poznawanie nam się nie znudzi. Zawsze każde kolejne spotkanie będzie nowe i świeże, jak nowa i świeża jest co rano Jego miłość do nas (Lm 3, 23).
Bóg nigdy nie jest taki, jak byśmy się spodziewali. Jest  nieskończenie cudowniejszy!

Joanna Czech

 

Upragnienie

Z upragnieniem pragnąłem spożyć razem z wami

– Zanim cierpieć będę –

Tę ucztę paschalną. (Łk 22, 15, w tłumaczeniu R. Brandstaettera)

 Jezus miłował swoich uczniów. Wieczór, kiedy żegnał się z nimi przed Męką, był wyjątkowy. Mistrz i Jego apostołowie razem spożyli ucztę paschalną. Chrystus bardzo gorąco pragnął, by tak właśnie było. Z upragnieniem czekał na spotkanie z uczniami w wieczerniku, które miało poprzedzić Jego cierpienie i śmierć.
Nauczyciel żegnał się z Dwunastoma, ale nie na zawsze. Powiedział, że wróci, żeby zabrać ich do siebie, aby byli tam, gdzie On jest (J 14, 3). Dla nich też przemienił chleb w swoje Ciało i wino w swoją Krew. Co więcej, uzdolnił ich, i wszystkich kapłanów, którzy mieli przyjść po nich, by odtąd aż do końca czasów, mocą Nowego Przymierza, w ich dłoniach chleb stawał się Najświętszym Ciałem, a wino Najświętszą Krwią Bożego Syna. By wszyscy, którzy tego zapragną, mogli brać i jeść Jego Ciało, i pić Jego Krew.
Jezus z UPRAGNIENIEM pragnął tej wyjątkowej paschy. Kiedy my przychodzimy na Eucharystię, to nie z obowiązku, przyzwyczajenia czy powinności, ale również z UPRAGNIENIA. Nasze UPRAGNIENIE spotkania z Panem sprawia, że On daje nam się poznać, żywy i prawdziwy. Swoją miłością odpowiada na nasze UPRAGNIENIE Boga. Każdy z nas, w głębi duszy, pragnie i tęskni do Ojca, który nas stworzył i ukształtował, i dał nam życie. Tylko w Nim jesteśmy pełni. Tylko w Nim mamy życie wieczne, i mamy je w obfitości.
Jezus oddał wszystko, co tylko mógł, by nam dać życie wieczne: swoje własne życie, swoje Ciało i swoją Krew. Dla siebie nie zatrzymał nic. Gdyby było jeszcze coś, co mógłby za nas oddać, na pewno by to zrobił. Czy można pozostać obojętnym wobec Jego przepotężnej miłości? Czy można przychodzić do kościoła, w którym jest On, żywy i prawdziwy, inaczej niż z UPRAGNIENIEM pragnąc spotkania z Bogiem?

Joanna Czech

 

Krzyż

Przy krzyżu Jezusa stała zaś Jego Matka, siostra Jego Matki, Maria, żona Kleofasa oraz Maria Magdalena. (J 19, 25)

W moim kościele, w prezbiterium jest piękny krzyż. Duży, od podłogi prawie po strop, z białą figurą Chrystusa i tabernakulum pod Jego stopami. Pierwszy rzuca się w oczy po wejściu do świątyni, a uczestnicząc w Mszy, można poczuć, co to znaczy stać przy krzyżu. Pod krzyżem, bo żeby zobaczyć twarz Jezusa, trzeba wysoko podnieść oczy.
Stojąc pod krzyżem, nic nie można zrobić, tylko patrzeć na Tego, który na nim wisi. Można tylko uświadomić sobie własną niemoc.
Nawet gdyby ktoś chciał, to nie mógłby ulżyć Cierpiącemu, zastąpić Go na krzyżu. Kiedy choruje dziecko, a matka i ojciec muszą na to patrzeć, to najchętniej przyjęliby chorobę na siebie, żeby tylko ich maleństwo nie cierpiało. Niestety, tak się nie da.
Co czuła Matka, stojąc przy krzyżu? Nie sposób nawet sobie tego wyobrazić. „A Twoją duszę miecz przeszyje” (Łk 2, 35) przepowiedział kilkadziesiąt lat wcześniej Symeon. Wiele się wydarzyło od tego czasu, ale jedno się nie zmieniło – to nigdy dla żadnej matki się nie zmienia – Jezus był wciąż Jej Dzieckiem. A cierpienie dziecka boli tysiąc razy bardziej niż własne.
Można by więc pomyśleć: po co w ogóle to cierpienie? Po co krzyż? Rozumem nie da się tego pojąć, tylko sercem. I tylko stojąc przy krzyżu. Pod krzyżem. I wpatrując się w Jego twarz.
Nauka o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy są na drodze do zagłady, ale dla nas, będących na drodze do zbawienia, jest mocą Bożą. (1 Kor 1, 18)

Joanna Czech

 

Szmer łagodnego powiewu

Ja, Pan, wezwałem cię, abyś wyzwalał, i ująłem cię za rękę. (Iz 42, 6)

Kiedy Bóg objawił się prorokowi Eliaszowi na górze Karmel, to nie przyszedł do niego w wichrze ani w trzęsieniu ziemi, ani w ogniu, ale w szmerze łagodnego powiewu. Tak samo Jezus, Jego Syn. Kiedy przebywał na ziemi w ludzkiej postaci, wszędzie, gdzie był, przychodził w szmerze łagodnego powiewu.
U proroka Izajasza czytamy, że sługa Pana, Jego wybrany, w którym widzimy Chrystusa:
Nie będzie krzyczał ani podnosił głosu,
i nikt go nie usłyszy na placach.
Trzciny nadłamanej nie złamie
i tlącego się knota nie dogasi. (Iz 42, 2-3)
Taki był Jezus, Syn Boży, podczas swojego ziemskiego życia. Gdziekolwiek szedł, przynosił ze sobą uwolnienie, uzdrowienie, przebaczenie grzechów, pokój i miłość. Przychodził w szmerze łagodnego powiewu, nie po to by potępiać, ale po to, by „szukać i zbawiać to, co zginęło” (Łk 19, 10). Nie krzyczał i nie podnosił głosu, ale podawał rękę. Nie łamał nadłamanych trzcin, ale mówił: „Idź i nie grzesz więcej” (J 8, 11). Tlącego się knota nie gasił, ale pouczał swych uczniów: „Wy jesteście światłem dla świata” (Mt 5, 14).
Bóg, „który stworzył niebo i je rozpostarł, utwierdził ziemię wraz z jej zasobami, ludziom dał na niej tchnienie i ducha tym, którzy po niej chodzą” (Iz 42, 5), nie posłał swego Syna na świat po to, by zniósł Prawo dane ludziom od Stwórcy, ale po to, by je wypełnił (Mt 5, 17). By raz na zawsze zwyciężył śmierć i otworzył bramy do raju.
Kiedy Bóg przychodził do Eliasza, nie było Go w wichrze, który „rozłupywał góry i kruszył skały” (1 Krl 19, 11). Kiedy do nas teraz przychodzi Jezus, Jego Syn umiłowany, to zawsze w szmerze łagodnego powiewu, z całą swoją miłością i delikatnością. Kiedy do nas przychodzi, od razu wiemy, że to On. Nikt nie jest tak cichy i tak dobry, jak On, Jezus, Syn Boga żywego. Jak łagodny powiew.
W Księdze Rodzaju czytamy, że Adam i Ewa po zjedzeniu zakazanego owocu ukryli się przed Bogiem, który przechadzał się po ogrodzie w porze powiewu wiatru (Rdz 3, 8). Bóg dał więc ludziom swego Syna, by naprawił to, co tych dwoje zatraciło: byśmy znów z radością i tęsknotą wyczekiwali, kiedy znów przyjdzie do nas Pan w porze powiewu wiatru. I byśmy już nigdy więcej nie chowali się przed Nim ze wstydem i lękiem.
Chrystus odkupił naszą winę i przypomniał, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga, który zawsze pierwszy do nas przychodzi.

Joanna Czech

 

Izdebka

A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. (Mt 6, 6)

 Dotykasz, Boże, mego serca.
Jezus mówi: „Gdy chcesz się modlić,  wjedź do swej izdebki, zamknij drzwi i mód
l się do Ojca twego, który jest w ukryciu” (Mt 6, 6). Do Ojca twego. Chrystus nauczył nas, jak modlić się do Ojca: Ojcze nasz.Ojcze nasz, po aramejsku Awun, po hebrajsku Awinu, to słowa bardzo osobiste. Wypowiadane w izdebce, wypływające z głębi serca, natychmiast docierają do Ojca, który jest w niebie i który widzi, i słyszy w ukryciu. I nigdy nie pozostają bez odpowiedzi.
„A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus mówi uczniom: „Każdy, kto Mnie miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go. Przyjdziemy do niego i będziemy u niego mieszkać” (J 14, 23).
W tej izdebce, gdzie modlę się do Boga, którego kocham, On zamieszka. To będzie zapłata za prawdziwą modlitwę, za szczere poszukiwanie Boga, którą obiecuje Chrystus. Gdzie Go szukać? Jak znaleźć Ojca, skoro jest w niebie? Tylko w izdebce, tylko w głębi serca. Tylko tam można Go spotkać. On sam tam przychodzi, jeśli kocham, jeśli zachowuję Jego naukę.
„Przyjdziemy do niego i będziemy u niego mieszkać”. Słysząc te słowa, nie można pozostać obojętnym. Przecież Chrystus mówi je do mnie, osobiście. To u mnie, w mojej izdebce, chce zamieszkać, razem z Ojcem. Wejdę więc do mojej izdebki i będę tam na Niego czekać. Po to przecież jest mi dany Wielki Post, bym o tym sobie przypomniała. Że on dla mnie nie tylko umarł na krzyżu, ale że zmartwychwstał i żyje. I że chce ze mną zamieszkać. W mojej izdebce,  w moim sercu, które codziennie dotyka swoją miłością.

Joanna Czech

 

Chwała

Po sześciu dniach Jezus zabrał ze sobą Piotra, Jakuba i jego brata Jana i wyprowadził ich z dala od ludzi na wysoką górę. Tam przemienił się w ich obecności, a Jego twarz zajaśniała jak słońce. Jego ubranie stało się białe jak światło. (Mt 17, 1-2)

 Wobec Bożej chwały człowiek staje bezradny. Kiedy Piotr ujrzał przemienionego Jezusa, swojego Mistrza, którego znał już od dłuższego czasu i którego bardzo miłował, a który teraz jaśniał jak słońce, zupełnie nie wiedział, jak zareagować. Powiedział: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy. Jeśli chcesz, postawię tutaj trzy namioty” (Mt 17, 4). Reakcja Apostoła była całkowicie nieadekwatna do tego, czego był świadkiem.
A przecież to Piotr niedługo wcześniej wyznał Jezusowi: „Ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego” (16, 16). Ale co innego wierzyć w Bożego Syna, a co innego ujrzeć Jego chwałę na własne oczy. Można mówić bardzo wiele o Bogu, ale wszystkie słowa bledną, kiedy On się objawia. Jego chwałę można adorować tylko w całkowitym milczeniu.
Na krótko przed przemienieniem na Górze Tabor Jezus po raz pierwszy opowiedział uczniom o tym, co Go wkrótce czeka na innej Górze, za murami Jerozolimy. Że niedługo ujrzą Go w zupełnie innej chwale: nie jaśniejącego jak słońce i ubranego w szaty białe jak światło, ale ociekającego krwią, odartego z tuniki i płaszcza, i z ludzkiej godności. I że to wciąż będzie On, Chrystus, Syn Boga żywego, wywyższony na krzyżu, i że tak musi być, bo trzeciego dnia zmartwychwstanie. I wtedy w pełni objawi się Jego chwała, kiedy wstanie z grobu, zwyciężając śmierć i grzech.
Dlaczego tak? Nigdy nie będziemy w stanie do końca tego pojąć ani wytłumaczyć, dlaczego taka właśnie była Boża wola względem Jego Syna. Jedyne, co możemy zrobić w odpowiedzi na tę Tajemnicę, to kochać, z całego serca, z całej duszy, całym umysłem, ze wszystkich sił. Każdego dnia mocniej i mocniej.

Joanna Czech 

 

Pokora

Jezus wstał od wieczerzy, zdjął szatę, wziął płócienny ręcznik i przepasał się nim. Następnie wlał wodę do miednicy i zaczął obmywać uczniom nogi oraz wycierać je płóciennym ręcznikiem, którym był przepasany. (J 13, 4-5)

Prawdziwie pokorny może być tylko ten, kto jest świadomy swojej osobistej wartości i ludzkiej godności. Kto wie, że jest umiłowanym dzieckiem Boga i że w Jego oczach jest najpiękniejszy. Kto pamięta, że od Boga wyszedł i do Boga pewnego dnia powróci. I nie przejmuje się tym, co inni o nim mówią czy myślą, czy jak go widzą. Jak Jezus.
Pokora nie jest deprecjonowaniem siebie. Aby być pokornym, trzeba w pierwszej kolejności uznać, że wszystko, co mam, pochodzi od Boga. I, co bardzo ważne, że On, dobry i miłosierny Ojciec, daje mi zawsze to, co najlepsze!
Jezus mówi do Piotra wzbraniającego się przed tym, by Nauczyciel umył mu nogi: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną” (J 13, 8). To oczywiste: tylko Jezus może mnie wprowadzić do swojego Królestwa. On mnie tam pociąga, On mnie zbawia. Bez Niego nic nie mogę uczynić.
Chrystus daje Apostołom przykład, by sobie nawzajem „umywali nogi”. On sam myje nogi swoim uczniom „świadomy, że Ojciec przekazał Mu wszystko w ręce” (13, 2). Jezus myje uczniom nogi świadomy, że jest Synem Boga, Mesjaszem, Tym, który da zbawienie całej ludzkości, Tym, w którym wypełnia się całe Pierwsze Przymierze i którego już wkrótce będzie głosił cały Nowy Testament.
I mówi też uczniom: „Jeśli nawet wiecie to wszystko, szczęśliwi będziecie dopiero wtedy, gdy będziecie to spełniać” (13, 17). Jezus daje przykład pokory, wiedząc, że jest ona potrzebna do tego, by móc być naprawdę szczęśliwym. Pokora to inne imię miłości: do Boga, do siebie samego i do innych ludzi. Pokora to więź z Bogiem i początek odkrywania Jego tajemnicy.
Jezus umył nogi wszystkim, którzy byli zgromadzeni w Wieczerniku. Również Judaszowi.

Joanna Czech

 

Wielki spokój

Przed świętem Paschy Jezus wiedział, że nadeszła godzina Jego przejścia z tego świata do Ojca. A ponieważ umiłował swoich, którzy mieli pozostać na świecie, tę miłość okazał im aż do końca. (J 13, 1)

W noc Ostatniej Wieczerzy z „sali na górze, usłanej ” bije wielki spokój. Jezus, choć za kilka godzin ma zacząć się Jego kaźń,  mówi swoim uczniom o pięknych rzeczach: o miłości, o chwale, o zwycięstwie, o Duchu Wspomożycielu, o radości doskonałej.  O tym, że czegokolwiek zapragną i będą o to prosić Ojca w imię Chrystusa, to będzie im dane. Nie ma w Nim ani odrobiny lęku, ani gniewu, ani złości. Choć przecież doskonale wie, co Go czeka.
Syn Boży z największym spokojem umywa uczniom nogi, macza kawałek chleba i podaje swemu zdrajcy. Z największym spokojem mówi Judaszowi: „Co masz czynić, czyń prędzej” (J 13, 27) w taki sposób, że żaden z pozostałych mężczyzn nie zorientował się, że szykuje się coś niedobrego. Myśleli, że Jezus wysyła go po zakupy lub żeby dał coś ubogim ze wspólnych pieniędzy, które trzymał Judasz.
Chrystus wszystko przygotowuje na swoje odejście. I nie tylko: przygotowuje uczniów do tego, aby, kiedy Jego już nie będzie na ziemi w ludzkiej postaci, oni zajęli się budowaniem Kościoła. Tak, aby cały świat usłyszał Ewangelię.
Wtedy, w Wieczerniku, Apostołowie jeszcze nie rozumieli sensu słów Mistrza. On jednak nie okazywał im z tego powodu zniecierpliwienia. Wiedział, że w swoim czasie zrozumieją, o czym naprawdę wtedy do nich mówił, i że nie będą szczędzić wysiłków w rozgłaszaniu Nowego Przymierza. Wiedział, że choć za chwilę Go opuszczą, że choć Piotr boleśnie zrani ich przyjaźń w najbardziej dramatycznym momencie, to kiedy przyjdzie ich kolej, staną na wysokości zadania.
Jezus wiedział, że choć sam miał cierpieć, długo i bardzo okrutnie, to Jego dziedzictwo jest bezpieczne: nic ani nikt nie powstrzyma dzieła, które On rozpoczął, a Jego uczniowie będą kontynuować. I że wkrótce cały świat usłyszy Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym.
Dlatego nic nie mąci wielkiego spokoju Wieczernika.

Joanna Czech

 

Przestrzeń

Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia. (2 Kor 6, 2)

Wielki Post to przestrzeń serca wypełniona Bożą obecnością. Najważniejsze wydarzenia czterdziestu dni poprzedzających święto Zmartwychwstania rozgrywają się w tym kawałku naszego serca, naszego jestestwa, który na ten czas oddajemy Bogu.
Wielki Post w pewien sposób przypomina Szabat. W tym czasie powstrzymujemy się od niektórych rzeczy, z których na co dzień korzystamy, po to, by móc skierować uwagę na inny, o wiele ważniejszy wymiar naszego życia: bycie dzieckiem Boga, któremu Ojciec przygotował mieszkanie w niebie. Szabat jest uświęceniem Bożego odpoczynku po sześciu dniach stwarzania świata. Post natomiast przygotowuje nas do uświęcenia dzieła, które było zwieńczeniem stworzenia świata: męki, śmierci i zmartwychwstania Bożego Syna.
Zbawienie zostało nam dane całkowicie za darmo. Żaden nasz wysiłek niczego nie dodaje do zwycięstwa Jezusa nad śmiercią. Dlatego jedyne, co możemy zrobić, to uświęcić wydarzenia, które do tego zwycięstwa doprowadziły, w naszych sercach, pozwalając, by On sam w nich działał, tak jak sam wydał się na mękę, umarł i zmartwychwstał.
Niech On sam mówi do naszych serc o tym, czego dla nas dokonał. Kto lepiej niż Jezus powie nam o swojej wielkiej, nieskończonej miłości, która zaprowadziła Go na krzyż?
Obyśmy dzisiaj usłyszeli głos Jego:
Nie zatwardzajmy serc naszych jak w Meriba,
jak na pustyni w dniu Massa. (Ps 95, 7-8)
Nawet na pustyni można zagłuszyć Boga. Nawet w Wielkim Poście można nie zauważyć Jezusa. A przecież to On wisiał na krzyżu. On leżał w grobie i On zmartwychwstał trzeciego dnia.
I o tym wszystkim chce teraz do nas mówić, prosto do naszego serca.

Joanna Czech

 

Najbliżej

Przymusili również przechodzącego tamtędy Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracał z pola, aby niósł Jego krzyż. (Mk 15, 21)

Żaden człowiek nie był fizycznie tak blisko Chrystusa, jak Szymon. Niosąc Jego krzyż, pewnie nie raz ocierał się o Jego skatowane ciało. I pewnie na skórze i na ubraniu pozostał mu niejeden ślad krwi ubiczowanego Jezusa. Nikt, oprócz Matki, nigdy nie był tak blisko Jego ran. Nawet Tomasz, już po Zmartwychwstaniu, nie odważył się dotknąć przebitych dłoni i boku Zbawiciela.
I nigdy też Syn Boży tak bardzo nie potrzebował pomocy drugiego człowieka. Ten, który uzdrawiał, wskrzeszał z martwych, rozmnażał chleb i uciszał burze, teraz nie był w stanie udźwignąć krzyża. To wielka tajemnica, dlaczego On, Wszechmocny, który pokonał grzech i śmierć zwyciężył, nie dał rady sam ponieść tych dwóch belek.
Ta tajemnica uświadamia, że wtedy, kiedy jesteśmy najsłabsi, najbardziej poniżeni, najbardziej bezsilni, najbardziej zdruzgotani cierpieniem, wtedy właśnie On, Bóg-Człowiek, jest najbliżej nas.
Szymona przymusili, by niósł krzyż. Pewnie, przecież nikt by tego nie chciał. Nikt też nie chce cierpieć, to nie jest coś, co wybieramy z własnej woli. Ale jest Ktoś, kto rozumie każde cierpienie, każdy ranę i każdą niesprawiedliwość. Kto potrafi, w racjonalnie niewytłumaczalny sposób, ukoić ból, przywrócić spokój i dać nadzieję nawet wtedy, kiedy jest najtrudniej. I to też jest wielka tajemnica – ukrzyżowanej miłości.

Joanna Czech

 

Lew z plemienia Judy 

Wszystko poddał pod Jego stopy (Ef 1, 22)

W miarę wędrowania po pustyni lud Izraela stawał się coraz większą potęgą. Na cały naród składało się dwanaście pokoleń, od dwunastu synów Jakuba, które z czasem urosły do imponujących rozmiarów. Doszło w końcu do tego, że dawni niewolnicy zaczęli siać postrach wśród krain, które znalazły się na trasie ich wędrówki. Bano się ich, gdyż z łatwością pokonywali wszystkich, którzy próbowali zagrodzić im drogę przez swoje ziemie. Pan był z narodem, który sobie wybrał na szczególną własność, i oddawał w ich ręce tych, którzy stawali z nimi do walki.
Taki był Boży plan, by Izraelici nie wyginęli na pustyni, ale by doszli do Ziemi Obiecanej i wzięli ją w posiadanie. Zdobycie Kanaanu nie było jednak końcem historii Ludu Wybranego, ale dopiero początkiem, gdyż to nie jest historia tylko jednego narodu, ale całej ludzkości. Z potomków Jakuba, z plemienia Judy miał przecież narodzić się Mesjasz, który zbawi wszystkich ludzi „z każdego plemienia, języka, ludu i narodu” (Ap 5, 9). Rodowód Jezusa wywodzi się od samego Abrahama, z

Zobacz

 

Słówko na dziś

j. grecki
ἄγω prowadzę (ago)

j. hebrajski
bwOj dobry (tow)

 

Artykuły

» więcej artykułów

Szkoła Biblijna Archidiecezji Gdańskiej

Zajęcia we wtorki:
Gdańskie Archidiecezjalne Kolegium Teologiczne (aula)
ul. Armii Krajowej 46
81-365 Gdynia

Zajęcia w środy:
Aula Jana Pawła II w Gdańsku-Oliwie
ul. Biskupa Nowickiego 2
80-330 Gdańsk

Telefon

+48 507 923 209

E-mail

szkolabiblijnagda@gmail.com

Numer konta:

BNP PARIBAS
37 1600 1462 1898 9624 3000 0004

W tytule przelewu prosimy podać:
Darowizna na cele statutowe - Szkoła Biblijna
Koszt: 120 zł / semestr

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
63 0.056035995483398